Wspomnienia: Final Fantasy VII

Do dziś nie potrafię wyjść z podziwu, w jaki sposób twórcom Final Fantasy VII udało się wyjść naprzeciw wszystkim oczekiwaniom, które cała branża gier komputerowych miała wobec tego tytułu. Wyobraźcie sobie, że jesteście na ich miejscu. Przychodzi do was szef i mówi: robimy kolejne Final Fantasy. Poprzednia, szósta część, ukazała się miesiąc temu i szturmem zdobyła serca zarówno graczy, jak i krytyków. Jednocześnie druga ekipa w firmie w pocie czoła pracuje nad Chrono Triggerem, który już za rok, jeszcze przed premierą waszej gry, okaże się absolutną rewelacją i pozostanie do dziś najlepszym jRPGiem wszechczasów. Dodatkowo platforma, na którą ukazują się obecnie wasze gry, czyli Super Nintendo, jest już u schyłku swoich możliwości. Pomimo prostoty i piękna dwuwymiarowej grafiki, gracze na całym świecie zachwycają się trójwymiarową polygonową grafiką i kinematograficzną jakością wprowadzaną do gier na komputerach stacjonarnych i konsoli Sega Saturn.

Squaresoft zdawało sobie sprawę z tego wszystkiego, postanowiono więc nie oszczędzać na Final Fantasy VII. Była to na owe czasy najdroższa gra komputerowa w historii, stworzona za pomocą ogromnego zespołu liczącego około 150 osób. Dla porównania, w tamtych czasach nad grami pracowały zespoły nie większe niż 20 osób. Porzucono technologicznie coraz bardziej archaiczną konsolę Nintendo, co więcej, zerwano wieloletnią współpracę z tą firmą na rzecz lukratywnego kontraktu z Sony, których PlayStation dopiero próbowało znaleźć dla siebie miejsce na rynku konsol. Efektem tych wszystkich decyzji oraz mistrzowskiej pracy włożonej w powstanie tego tytułu jest absolutne arcydzieło gatunku. I tak, jak nie ma róży bez kolców, tak jedno jest pewne – dzięki Final Fantasy VII cały świat zwariował na punkcie konsolowych RPGów, które do tej pory cieszyły się raczej niszową popularnością poza granicami Japonii.

Ja sam niezliczoną ilość razy grałem w Final Fantasy VII. Najpierw jako dziecko na pożyczonej od przyjaciela konsoli PlayStation zakochałem się w fantastycznym świecie gry i z pomocą kultowej Krypty Final Fantasy rozwiązywałem kolejne zagwostki jak chociażby otwieranie sejfu w Nibelheim. Później na emulatorze PCSX wielokrotnie rozpoczynałem tę przygodę od nowa, ale nigdy nie doszedłem dalej niż początki drugiej płyty. Dopiero kilkanaście lat później, gdy sprawiłem sobie edycję PSOne Classics na PS3, udało mi się poznać w całości historię napisaną przez twórców ze Square. Jednak od momentu pierwszego kontaktu z tą grą zawsze niesamowicie ją doceniałem, nawet pomimo wielu problemów, które można jej wytknąć. Jakżeby inaczej, skoro moja ulubiona, ósma gra z tej serii, ma ich jeszcze więcej.

Oczywiście teraz na ustach wszystkich jest remake tej gry, który w końcu ukazał się na konsolę PlayStation 4. Ja jednak w ramach nostalgii i hajpu na ten tytuł postanowiłem sięgnąć po reedycję oryginalnego Final Fantasy VII na konsolę Nintendo Switch. Wydanie tego tytułu dostępne jest chyba na wszystkie obecnie możliwe platformy w dosyć przystępnych cenach. Jak więc oryginalne Final Fantasy VII zniosło próbę czasu? Dzięki czemu dokładnie osiągnęło taki niewiarygodny sukces? I czy po tych wszystkich latach nadal jest tytułem, w który nie tylko potrafi zaskoczyć, ale i rozkochać w sobie?

Final Fantasy VII to przede wszystkim fantastyczna historia, zrywająca z klasycznym trendem dotychczasowych fabuł, mocno ugruntowanych w klimatach średniowiecznego fantasy. Jako główny bohater, Cloud Strife, zostajemy wynajęci przez grupę bojowników o nazwie AVALANCHE, aby wysadzić jeden z reaktorów w mieście Midgar. Tajemniczość i oschłość osobowości Clouda nie jest zbyt mile przyjęta przez grupę, szczególnie, że niegdyś był on żołnierzem złej korporacji Shinra, panów i władców rządzących miastem. Pełen wątpliwości wobec najemnika jest Barret, szef całej bandy, który postanowił go wynająć za namową Tify, przyjaciółki Clouda z dzieciństwa. Początkowa bitwa z korporacją Shinra szybko przeistacza się w globalny konflikt mający na celu uratować całą planetę, nie tylko przed bogatymi ludźmi próbującymi zarobić jeszcze więcej, nie mając na uwadzę kwesti ekologicznych, ale też przed Sephirothem, szalonym bohaterem wojennym, uważanym za zmarłego od pięciu lat.

Nie będę zagłębiał się w historię opowiedzianą w tej grze, pomimo tego, że spoilowanie Final Fantasy VII to jak spoilowanie Obywatela Kane’a. Na pewno jednak chciałbym zwrócić uwagę na to, że historia ta po latach nadal potrafi poruszyć i wciągnąć. Wiele jej aspektów dużo zapożycza z różnych anime, co jest raczej normą dla japońskich twórców. Ale jednocześnie Final Fantasy VII porusza w bardzo udany sposób wiele tematów, które w tamtych czasach były raczej obce grom komputerowym, takich jak ekologia, korporacyjna chciwość, zespół stresu pourazowego czy też radzenie sobie z utratą najbliższych.

Świetna historia w pojedynkę nie wyniesie gry do statusu kultowej. Kolejnym aspektem, dzięki któremu wsiąka się w Final Fantasy VII, jest klimatyczne otoczenie, które udało się stworzyć. Według mnie to nadal jeden z najlepszych cyberpunkowych światów w historii, porównywalny z tymi znanymi z Akiry czy Blade Runnera. Ten futurystyczny aspekt, na który postawiono dosyć mocno w porównaniu z dotychczasowymi częściami serii, nie tylko odświeżył i wyróżnił Final Fantasy VII na tle konkurencji, ale też przyciągnął mnóstwo nowych graczy, zafascynowanych niesamowicie oryginalnym klimatem gry. Dodatkowo przez całą grę towarzyszy nam absolutnie wyjątkowa ścieżka dźwiękowa. Muzyka od zawsze stanowiła istotny punkt serii, ale w tej części Nobuo Uematsu wspiął się na absolutne wyżyny swojej kreatywności.

Zmiana docelowej konsoli z Nintendo 64 na PlayStation wiązała się z jeszcze jednym aspektem – przejściem w trzeci wymiar. Pomimo ewidentnego pierwszego razu z tą technologią (i późniejszym dopracowaniu jej w dwóch kolejnych częściach wydanych na pierwszą konsolę Sony) deweloperom z Squaresoft udało się wykorzystać kilka ciekawych trików. Najważniejszym z nich są prerenderowane tła na których poruszały się trójwymiarowe modele postaci. Wizją Yoshinori Kitase, głównego projektanta gry było umieszczenie w grze przerywników filmowych, które płynnie przechodziłyby w rozgrywkę. Efekt na owe czasy robił piorunujące wrażenie, pomimo nierealistycznych i dosyć zabawnych modeli postaci. Gra w takim zakresie i biorąca pod uwagę wszystkie ambicje twórców byłaby niemożliwa do zrealizowania na konsoli Nintendo.

Jak w każdym dobrym RPGu istotna jest również mechanika rozgrywki oraz walki. Final Fantasy VII jeżeli chodzi o potyczki nikogo nie zaskoczyło i postawiło na znany i sprawdzony turowy system walki. Dookoła niej stworzono jednak unikatową mechanikę, wyróżniającą ją na tle innych gier z serii, mianowicie system materii. Są to specjalne kule, w których zawarta jest magiczna moc. Po osadzeniu takiej kuli w zbroi bądź broni bohater może używać zawartej w niej magii. Materia będąca w ekwipunku zdobywa doświadczenie razem z postaciami w drużynie, a zdobywając kolejne poziomy umożliwia używanie coraz silniejszej magii. Dodatkowo, różne typy materii można ze sobą łączyć, uzyskując dodatkowe efekty, takie jak chociażby obszarowy atak magią.

W Final Fantasy VII zagrało więc wszystko. Ze strony technologicznej postawiono na nowatorskie rozwiązania, które nawet jeżeli dopiero raczkowały, były czymś zupełnie nowym dla graczy. Estetycznie oddano graczom świat zupełnie inny od tradycji serii, a jednocześnie klimatyczny, jak chyba żaden z nich do tej pory. Mechanicznie postawiono na komfortowy dla większości fanów system walki, jednocześnie wywracając do góry nogami system rozwoju magii. A to wszystko okraszone zostało fantastyczną historią, pełną emocji, wzruszeń i jedną z najlepiej napisanych plejad postaci w historii gier (no, może poza Cidem).

Jak się gra w Final Fantasy VII 23 lata po premierze? Nowa reedycja, dzięki której możemy zagrać w tego klasyka na obecnie dostępnym sprzęcie, w mojej opinii sprawuje się fantastycznie. Wprowadza ona trzy istotne dodatkowe usprawnienia: możliwość przyspieszenia prędkości rozgrywki (trzykrotnie), możliwość wyłączenia losowych potyczek z przeciwnikami oraz możliwość włączenia ‘boosta’ w walce, który utrzymuje życie i pasek ataku specjalnego na maksymalnym poziomie. Przyspieszenie rozgrywki oraz możliwość wyłączenia losowych potyczek z przeciwnikami są w mojej opinii obowiązkowe w obecnych reedycjach jRPGów. Ten gatunek gier do dziś bardzo często cierpi na spore problemy związane z niepotrzebnym wydłużaniem rozgrywki. Przyspieszenie takich fragmentów gry jak grindowanie, walka czy też przemierzanie świata gry pomaga nie tylko starym wyjadaczom, którzy chcą zagrać w Final Fantasy VII ponownie, ale też nowym graczom, poprzez usprawnienie i zwiększenie satysfakcji z rozgrywki.

Final Fantasy VII to monumentalne osiągnięcie w dziedzinie gier komputerowych, o czym świadczy nie tylko niesamowita ilość fanów uwielbiających tę część, ale też mnóstwo prób rozwoju tego uniwersum przez Square za pomocą filmów czy innych gier w tym uniwersum. Jeżeli chcecie dowiedzieć się, co stoi za niesamowitym sukcesem tej gry – polecam po prostu w nią zagrać. Poza delikatnie archaicznym turowym systemem walki, który można znacząco usprawnić modyfikacjami rozgrywki dodanymi w najnowszej edycji tej gry, wszystko pozostałe bardzo dobrze wytrzymało próbę czasu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *