Wspomnienia: krótka historia Hideo Kojimy
Już niedługo Hideo Kojima uraczy świat swoją najnowszą grą – Death Stranding. Jedni nie mogą się tego tytułu doczekać, odliczając dni i godziny, drudzy, patrząc na przeszłość twórcy i to co serwuje jako zapowiedzi do swojej najnowszej gry, łapią się za głowę i pytają „kto na to pozwolił?”. Hideo zdecydowanie jest oryginalną personą w światku gier komputerowych, którą można kochać albo nienawidzić, ale obok której nie można przejść obojętnie. Skąd takie uznanie dla kochającego alternatywne kino i muzykę Japończyka? Zerknijmy na dotychczasowe dokonania Hideo Kojimy i zobaczmy, dlaczego fraza „A Hideo Kojima game” elektryzuje tak szerokie grono graczy na całym świecie.
Metal Gear
Nie można zacząć od innego tytułu, gdyż to sukces Metal Gear na komputery MSX2 rozpoczął karierę Hideo Kojimy. Oryginalnie gra była tworzona przez kogoś innego, jako typowa gra akcji, jednak ograniczenia systemu nie pozwalały na stworzenie czegokolwiek sensownego. Kojima dostał tę grę w spadku z zadaniem dokończenia projektu. Zainspirowany Wielką Ucieczką ze Stevem McQueenem, zadał on sobie pytanie – a co by było, gdyby gracz musiał się chować i uciekać, zamiast walczyć z każdym napotkanym wrogiem? W taki właśnie sposób powstał jeden z pierwszych tytułów z gatunku skradanek akcji. Oryginalny gameplay, fabuła godna hollywoodu oraz masa nawiązań do znanych filmów, spowodowały niesamowity sukces tej produkcji i rozpoczęły na dobre karierę Hideo Kojimy.
Snatcher & Policenauts
Jeżeli myślicie, że Hideo trzymał się jednego gatunku przez całą swoją karierę, to jesteście w błędzie. Już na samym jej początku, poza drugą częścią Metal Gear, wyprodukował on również dwie przygodówki – Snatcher w 1988 roku oraz Policenauts w 1994. Snatcher to tytuł, w którym w cyberpunkowym świecie przyszłości humanoidalne roboty – tytułowi Snatcherzy – zabijają ludzi i zajmują ich miejsce podszywając się pod nich. Gracz wciela się w rolę Gilliana, który nie pamięta swojej przyszłości i dołącza do grupy polującej na mordercze roboty, aby odkryć swoją przeszłość. Historia mocno inspirowana Blade Runnerem, Akirą i Terminatorem zahacza o tematy, które Kojima później wielokrotnie wykorzystywał w swoich kolejnych tytułach.
Policenauts rozgrywa się w połowie XXI wieku i stawia gracza w roli Jonathana, który został uratowany po 24 latach dryfowania w kosmosie w stanie hibernacji. Po przebudzeniu zostaje on policjantem w Los Angeles i próbuje odkryć tajemnicę morderstwa swojej byłej żony i jej męża. W trakcie tej inwestygacji, odkrywa o wiele większy spisek i znajduje się w samym centrum nielegalnego rynku sprzedaży organów. Kojimie mocno zależało na jak najlepszej jakości fabularnej, przez co stworzył cały oryginalny system dialogów, wykorzystany tylko i wyłącznie w tej grze. Jednocześnie gra jest dosyć komediowa, gdyż inspirowana jest kumplowskimi filmami i serialami drogi jak Starsky & Hutch.
Obie gry niestety nie sprzedały się zbyt dobrze, pomimo świetnych recenzji. Policenauts nawet nigdy nie doczekało się wydania poza granicami Japonii, ale istnieje fanowskie tłumaczenie tego tytułu. Bardzo chętnie zobaczyłbym jakieś reedycje obu tych tytułów, gdyż są to kultowe pozycje, ale biorąc pod uwagę obecną sytuację pomiędzy Konami a Kojimą, raczej do tego nie dojdzie…
Metal Gear Solid 1
Możemy już zauważyć dwie cechy charakterystyczne, które towarzyszyły i towarzyszyć będą Kojimie przez lata. Jedną z nich jest oryginalne podejście do rozgrywki, drugą fascynacja kinem i próbą opowiedzenia historii za pomocą sztuczek filmowych w grach komputerowych. Spełnieniem tych wszystkich obietnic dawanych przez lata w poprzednich tytułach było Metal Gear Solid na PS1. Jeden z najlepszych tytułów, jaki kiedykolwiek powstał i który zrewolucjonizował rynek gier.
Otóż Metal Gear Solid miało wszystko to, za co ludzie szanowali Kojimę – świetnie zaprojektowany, a jednocześnie oryginalny gameplay, interesującą i nowoczesną fabułę, mówiącą o poważnych sprawach. Prezentacja w końcu przestała być dla niego ograniczeniem – trójwymiarowa grafika, dubbing, wykorzystanie pracy kamery, zarówno do celów rozgrywki, jak i fabuły. Pokuszono się też o przełamanie czwartej ściany – aby kontynuować fabułę, gracze musieli znaleźć coś na pudełku od gry, nie mówiąc już o rewelacyjnej walce z Psycho Mantisem. Tytuł sprzedał się rewelacyjnie, a Kojima został bogiem.
Metal Gear Solid 2
Druga część gry wydana już na PS2 miała przed sobą nie lada wyzwanie. No bo jak pobić tak niesamowity tytuł? Oczekiwania fanów były olbrzymie. A Hideo pokazał nam jeszcze jedną cechę, która stała się dla niego charakterystyczna przez te wszystkie lata – mianowicie, jak za nic ma oczekiwania graczy i jak sama machina marketingowa jest dla niego swoistą grą. Trailer do Metal Gear Solid 2, pokazany na E3 2000, do dziś uważany jest za jeden z najbardziej epickich momentów targów. Ta grafika, te efekty, ten deszcz, no i Solid Snake. To było coś, dzięki czemu PlayStation 2 osiągnęło taki sukces.
A potem ukazała się sama gra… i okazało się, że Kojima zrobił graczy w konia! Okazało się, że naszym kochanym i uwielbianym Solidem gramy jedynie w prologu, a całą resztę gry gramy żółtodziobem Raidenem. Fani byli wściekli. Z perspektywy czasu jednak o wiele więcej osób docenia to, co Kojima zrobił i przekazał w Metal Gear Solid 2. Spojrzenie na znanego już bohatera z boku było świeżym i odważnym zagraniem. A tematy, które poruszał w fabule, takie jak memy czy zalew informacji ze wszystkich stron, z każdym kolejnym dniem są coraz bardziej aktualne.
Boktai: The Sun Is in Your Hand
Pomiędzy drugim a trzecim Metal Gear Solid, Kojima zaprojektował jRPGa na Game Boy Advance o tytule Boktai: The Sun Is in Your Hand. W grze tej wcielamy się w łowcę wampirów o imieniu Django, który poluje na swoich przeciwników za pomocą pistoletu strzelającego światłem. Głównym języczkiem u wagi w tym tytule było to, jak Hideo wykorzystał technologię do zaprojektowania swojej gry. Otóż w kartridżu umieszczony był czujnik światła i był to jedyny sposób na naładowanie światłem wspomnianego już pistoletu. Gracz miał więc do wyboru – grać w dzień i ładować swoją broń bez problemu, bądź przy grze wieczorem, po wyczerpaniu się amunicji, musiał on unikać konfliktów z wrogiem. Tytuł przeszedł bez większego echa, ale próba wykorzystania technologii w tak kreatywny sposób na pewno jest warta uwagi.
Metal Gear Solid 3
Rok później, już w 2004 roku, ukazała się trzecia część Metal Gear Solid. Kolejny raz Kojima postanowił drastycznie zszokować graczy i stworzył… prequel. Wcielamy się w rolę Naked Snake’a, z którym później już pod pseudonimem Big Boss mamy okazję walczyć w oryginalnym Metal Gear. Zrezygnowano z zamkniętych baz i lokacji, a postawiono na sowiecką dżunglę oraz nacisk na elementy survivalowe i kamuflaż. Pomimo tak drastycznego odejścia od znanej i lubianej formuły, gracze byli zachwyceni. Do dziś większość uważa trzecią część za najlepszą ze wszystkich, zarówno ze względu na scenerię, historię oraz emocje, których dostarcza. Legendarna stała się również walka z bossem o imieniu „The End”. Jest to starszy dziadek, legendarny snajper poruszający się na wózku. Jeżeli zapiszemy grę na początku potyczki z nim i poczekamy odpowiednią ilość dni (bądź przestawimy zegar w opcjach konsoli), po wczytaniu zapisu okaże się, że umarł on ze starości.
Metal Gear Solid 4
I na trzeciej części gry Kojima planował zakończyć serię, ale z powodu błagań fanów rozpoczęto pracę nad kolejną, czwartą odsłoną Metal Gear Solid. Obowiązki głównego projektanta przekazano Shuyo Muracie, ale drastyczna reakcja fanów, którzy pisali listy z pogróżkami, spowodowała, że Hideo jednak musiał wziąć udział w tworzeniu tego tytułu. Wizją na wykorzystanie możliwości nowego sprzętu (bo gra miała się ukazać na PlayStation 3) było odwzorowanie współczesnego konfliktu zbrojnego i umiejscowienie gracza w jego środku. Gra zgarnęła rewelacyjne recenzje, ale po latach większość głównie pamięta ją z powodu kosmicznie długich wyreżyserowanych sekwencji filmowych. Kojima coraz bardziej zbliżał się do filmu, ale czy nie zaczęła cierpieć na tym sama rozgrywka?
P.T.
Podobna sytuacja wystąpiła z Metal Gear Solid: Peace Walker, gdzie Kojima musiał wskoczyć w dewelopment z powodu niezadowalającej jakości tytułu. Gra wyszła świetna, ale widać było, że coś w Konami jest nie do końca tak jak trzeba. Za to w lecie 2012 roku zaczęły pojawiać się plotki łączące Hideo Kojime z inną kultową serią Konami, mianowicie Silent Hill, która lata świetności miała za sobą. W sierpniu 2014 roku pogłoski okazały się prawdą, gdy na PlayStation Network pojawiło się demo od Konami o enigmatycznej nazwie P.T.. Więcej o grze, jak i o kontrowersjach z nią związanych, możecie przeczytać w tekście o najlepszych horrorach w grach komputerowych.
Metal Gear Solid V i pożegnanie z Konami
Piąta część serii Metal Gear Solid kontynuowała rozpoczęty przez P.T. trend kontrowersji związanych z tytułami Konami. Nie dość, że Hideo Kojima opuścił szeregi Konami podczas tworzenia gry w bardzo niejasnych okolicznościach, to wydawca usunął wszelkie wzmianki o twórcy z samej gry oraz całego otaczającego go marketingu. Innym tematem było to, że gra była mocno niedopracowana i jej fabuła kończyła się w nagłym, kompletnie dziwnym momencie. Dodatkowo Hideo zrezygnował ze współpracy z wieloletnim głosem Snake’a Davidem Hayterem i do roli zatrudnił Kiefera Sutherlanda. Decyzja tym bardziej dziwna, że główny bohater gry odzywa się może kilka razy w przeciągu kilkudziesięciu godzin rozgrywki. Kontrowersją była również postać Quiet, niesmacznie useksualizowana, co Kojima bronił idiotycznymi zabiegami fabularnymi oraz „wizją artystyczną”, co zresztą twórcy zdarzyło się nie pierwszy raz.
Jednak pomimo tych wszystkich sytuacji, gra ukazała się i zachwyciła krytyków. Hideo w tej części postanowił stworzyć zupełnie otwarty świat, w którym gracze mogliby podchodzić do misji jak tylko chcą. Tereny w Metal Gear Solid V są co prawda raczej puste i nudne, ale gdy dotrzemy już do jakiejś bazy, gra zmienia się nie do poznania. Ilość możliwości i sposobów, na które możemy podejść do każdej misji, jest wręcz przytłaczająca i faktycznie jedynym ograniczeniem w tym tytule jest tylko i wyłącznie wyobraźnia gracza. Dodajmy do tego rewelacyjny system broni oraz niesamowicie responsywne sterowanie i pomimo nieskończonej fabuły i wszystkich kontrowersji jest to tytuł, w który absolutnie każdy powinien zagrać.
Geniusz czy oszust?
Hideo Kojima to zdecydowanie jeden z najbardziej znanych twórców gier komputerowych, którego sława wykracza już poza branżę. Jedni zarzucają mu narcyzm i zbyt duży nacisk na dziwactwa w swoich grach. Ja uważam, że potrzebny jest twórca, który bardzo mocno stara się przesuwać granicę tego, co jest możliwe w grach wideo. Czy to przełamując czwartą ścianę, czy też wciskając czujnik światła w kartridż, zarówno z technologicznego, fabularnego, estetycznego jak i mechanicznego punktu widzenia, zawsze jest mu mało. I nawet jeżeli Death Stranding okaże się klapą, wszyscy powinni się cieszyć, że istnieją jeszcze twórcy, którzy nie boją się tworzyć nieszablonowych gier. No i że ktoś jest na tyle szalony, żeby dawać mu pieniądze.