Recenzja: Streets of Rage 4
Streets of Rage 4 to reprezentant zapomnianego już trochę gatunku beat’em up. Trzydzieści lat temu sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Gatunek ten był jednym z najpopularniejszych zarówno na automatach, jak i na domowych konsolach. Kultowe klasyki, takie jak Final Fight, Double Dragon, Turtles in Time czy Golden Axe, wychowały zdecydowanie więcej niż tylko jedno pokolenie graczy. Ale wraz z nadejściem trójwymiarowej grafiki i pogoni za fotorealizmem gatunek ten został wyparty przez inne i pozostał czymś kojarzonym głównie z emulacją i grami arcade.
Z ratunkiem grom beat’em up przyszły tytuły niezależne, które nie tylko często inspirowały się produkcjami ze starszych czasów, ale też nie stroniły od pozostawania w dwóch wymiarach. Dodajmy do tego mnóstwo pasjonatów, którzy za młodu zagrywali się w tego typu gry, a teraz sami pracują w branży – w taki właśnie sposób powstało Streets of Rage 4. Jest to kontynuacja serii gier, która lata świetności święciła na początku lat 90. na konsoli Sega Mega Drive. I jest to list miłosny do całej epoki gier, w której rozgrywka pozornie sprowadzała się do podążania w prawo i klepania kolejnych parszywych gęb.
Historia w Streets of Rage 4 jest równie nieskomplikowana co w poprzednich odsłonach. Dziesięć lat po pokonaniu złoczyńcy z oryginalnej trylogii o imieniu Mr. X, jego potomkowie, bliźniacze rodzeństwo nazywające się Y, próbuje pójść w jego ślady i przejąć kontrolę nad miastem Wood Oak City. Na drodze jednak stanie im gracz wcielający się nie tylko w znanych i lubianych obrońców miasta, takich jak Axel czy Blaze, ale też w nowych o imionach Cherry oraz Floyd.
Na przestrzeni dwunastu etapów bohaterowie dowiedzą się w jaki sposób rodzeństwo kontroluje mieszkańców miasta. Są one dosyć zróżnicowane i każdy z nich ma swój własny niepowtarzalny klimat, niezależnie od tego czy jest to komisariat policji, czy też chińska dzielnica miasta. Fabuła nie jest tutaj zdecydowanie na pierwszym miejscu, ale tyle ile jej jest pozwala polubić plejadę głównych bohaterów i żywić niechęć do pary antagonistów. A fani oryginalnej trylogii natrafią podczas tej nowej przygody na masę postaci pobocznych i przeciwników powracających po latach, często po różnych stronach konfliktu.
Estetyka Streets of Rage 4 przywołuje wspomnienia gier beat’em up sprzed trzydziestu lat, za pomocą często i gęsto przerysowanych charakterystyk postaci i przeciwników. Jednocześnie dodaje mocno neonowy i z lekka trącający cyberpunkiem klimat, co tworzy fantastyczny efekt, szczególnie, jeżeli weźmiemy pod uwagę pięknie wyglądającą ręcznie rysowaną grafikę. Wszystko dodatkowo podkręca świetny soundtrack z gatunku elektronicznej muzyki tanecznej, nie tylko kontynuujący tradycję z oryginalnej trylogii, ale też pasujący do skąpanego brudem i światłem neonów świata gry. Daje nam to imponująco wyglądającą i brzmiącą grę, działającą w płynnych 60 klatkach na sekundę niezależnie od platformy.
Jeżeli chcecie prawdziwego powrotu do korzeni, Streets of Rage 4 również daje wam taką możliwość. Nie tylko pod względem soundtracku, który można zmienić na ten z części pierwszej lub drugiej, ale też pod względem wyglądu i rozgrywki. Gra oferuje filtry retro, które dodając pikselowy efekt pozwolą wam poczuć się tak, jakbyście grali w jeden z tytułów z oryginalnej trylogii. Nie mówiąc już o tym, że do odblokowania jest tu masa postaci z poprzednich części gier wraz z ich całą ówczesną mechaniką rozgrywki. Ten świetny balans dostępności dla nowych graczy przy jednoczesnych sentymentalnych momentach skierowanych do fanów serii to jeden z wyróżniających się elementów Streets of Rage 4. Szczególnie, że podejście to zostało zastosowane w tak wielu elementach gry – grafice, muzyce, rozgrywce, postaciach do odblokowania, a nawet warstwie fabularnej.
Pod względem mechaniki rozgrywki Streets of Rage 4 nie zaskakuje – jest to klasyczna gra z gatunku beat’em up, w której na przestrzeni kolejnych etapów gracze starają się przetrwać, jednocześnie pokonując hordy wrogów, na które natrafiają na swojej drodze. Frajda z przechodzenia kolejnych etapów jest fantastyczna – i to niezależnie od tego czy gracie samemu, czy na kanapie z trzema innymi znajomymi, czy też online z drugim graczem. Poziomy są zróżnicowane, tak samo jak wrogowie, gdzie każdy z nich cechuje się innymi słabymi stronami, które należy wykorzystywać. Dodatkowo większość etapów okraszona jest wymagającymi i ekscytującymi boss fightami, sprawdzającymi dosyć bezpardonowo umiejętności graczy.
Sami bohaterowie, których dostajemy do wyboru, też są różnorodni i lepsi w innych obszarach. Blaze jest o wiele szybsza niż inni bohaterowie, ale uderza najsłabiej, podczas gdy Floyd jest najwolniejszy, ale najsilniejszy. Dodatkowo każde z bohaterów dysponuje zróżnicowanym arsenałem ataków i ciosów specjalnych. Każdy znajdzie więc swojego ulubionego bohatera, którego będzie starał się opanować do perfekcji, nie tylko po to, żeby przechodzić grę na coraz wyższym poziomie trudności, ale też żeby pokazać swoim znajomym, kto jest najlepszy w dedykowanym ku temu trybie areny.
Ostateczny efekt jest naprawdę dobry – Streets of Rage 4 to gra, która będzie świetnym wejściem w ten gatunek dla nowicjuszy, a jednocześnie dzięki swojej wysokiej liczbie poziomów trudności i sporej głębi rozgrywki oferuje wyzwanie starym wyjadaczom, którzy stracili tonę monet na automatach dwie dekady temu. Dodajmy do tego faktyczną pasję widoczną gołym okiem, która została wsadzona w stworzenie tego tytułu oraz uhonorowanie na wielu płaszczyznach historii serii i mamy tytuł, w który aż żal nie zagrać.